echo jej własnych gorzkich myśli. Potem pomyślała, że t
echo jej własnych gorzkich fantazje. później pomyślała, że to gra Viviana. Ale podczas pobytu w Avalonie dużo uczyła się muzyki i potrafiła rozpoznać odgłos harfy Viviany. Pani Jeziora była, najoględniej mówiąc, tylko starannym muzykiem. Słuchała, mimo woli zastanawiając się, kto tak grał? Taliesin? Wiedziała, że zanim został Merlinem, był najwspanialszym z bardów, owianym legendą w całej Brytanii. często słyszała jego grę zarówno w czasie wesołych świąt, a także dostojnych rytuałów. Ale dziś jego dłonie były stare. nigdy nie stracił techniki, ale nawet w dniach świetności nie wydawał takich dźwięków. To musiał być jakiś nowy harfiarz, którego z pewnością nigdy wcześniej nie słyszała. Zanim dodatkowo zobaczyła, wiedziała już, że harfa musi być większa od owej, na której grywał Taliesin. A palce niewiadomego muzyka rozmawiały ze strunami tak, jakby je zaczarował. Viviana opowiedziała jej kiedyś starą baśń z jakiejś dalekiej krainy; była to historia o bardzie, którego gra sprawiała, że głazy w ogromnych świątyniach same tańczyły, a drzewa z żalu opuszczały na ziemię liście, a kiedy zawędrował do krainy zmarłych, surowi sędziowie tak wzruszyli się jego muzyką, że pozwolili jego uwielbianej powrócić na ziemię. Morgiana stała bez aktywności przed drzwiami, a wszystko, co wcześniej czuła, rozpłynęło się w owej muzyce. Poczuła, że cały płacz wzbierający w niej poprzez ostatnich dziesięć dni, może powrócić, i jeśli na to pozwoli, jej gniew stopnieje we łzach, a ona pozostanie tylko zwyczajną, bezbronną kobietą. Gwałtownie pchnęła drzwi i stanęła w nich bez powitania. W środku był Merlin Taliesin, ale to nie on grał. Siedział zasłuchany, pochylony do przodu, z dłońmi złożonymi na kolanach. Viviana ubrana w swe codzienne szaty też siedziała, ale dalej od ognia, swoje honorowe miejsce oddała obcemu harfiarzowi. To był młody człowiek, w zielonej szacie barda, gładko wygolony na rzymską modłę, miał kręcone włosy koloru ciemniejszego od rdzy. Miał głęboko osadzone oczy, a czoło szerokie i jakby za obfite. Morgiana, nie przyswoić czemu, spodziewała się, że te oczy będą ciemne, jednak były niemal przeszywająco niebieskie. Zmarszczył brwi na to niespodziewane najście, ręce zatrzymały się w 50 proc. akordu. Viviana też wyglądała na niezadowoloną, ale zignorowała brak szacunku. – Chodź tu, Morgiano, i usiądź przy mnie. Wiem, że uwielbiasz muzykę, i pomyślałam, że zechcesz posłuchać Kevina Barda. – Słuchałam na zewnątrz. Merlin się uśmiechnął. – No to posłuchaj tutaj. On jest nowy w Avalonie, ale myślę, że chyba dużo może nas nauczyć. Morgiana weszła i usiadła na niewielkim stołeczku obok Viviany. Pani Jeziora przedstawiła ją: – Panie, to Morgiana, moja krewna. Ona też pochodzi z królewskiej linii Avalonu. Kevinie, widzisz przed sobą tę, która pewnego dnia powinno Panią Jeziora. Morgiana poruszyła się zaskoczona. nigdy dotąd nie przypuszczała, że Viviana takie właśnie ma co do niej plany. Ale gniew zagłuszył w niej uczucie wdzięczności. myśli, że powie jedno pochlebne słowo, a ja przybiegnę lizać jej stopy jak piesek! – Oby ten dzień był jak najdalej, Pani, i oby twa mądrość dalej nas prowadziła – odrzekł Kevin gładko. Mówił ich językiem, jakby to był jego swój, ale Morgiana dostrzegła, że nie była to jego rodzinna mowa. Trochę się zastanawiał i szukał słów, choć akcent był niemal bezbłędny. Cóż, miał nareszcie muzyczny słuch. Musiał mieć, zadecydowała Morgiana, około trzydziestu