w kierunku drzwi. Pobiegła za nim i uczepiła się jego ra
w kierunku drzwi. Pobiegła za nim i uczepiła się jego ramienia: – Nie jesteś więc zły...? – Zły? Kiedy ty jesteś nadwyrężona i przemęczona? – Ucałował ją w czoło. – Ale o tym już nie będziemy więcej prowadzić rozmowę, Gwenifer. obecnie muszę iść. Oczekuję gońca, który może przybyć w każdej kilku chwilach. Przyślę Kevina, żeby ci zagrał. Jego muzyka cię rozweseli. – Pocałował ją ponownie i wyszedł, a Gwenifer wróciła do sztandaru i zaczęła pracować nad nim jak w gorączce. Kevin przyszedł późno następnego dnia, podpierając na lasce swe zniekształcone ciało. Harfę miał przewieszoną przez jedno ramię, co tym więcej dawało jego postaci kształt ogromnego garbusa, kiedy stanął pod światło u wejścia do komnaty. Gwenifer wydało się, że zmarszczył nos z odrazą i nagle zobaczyła pokój jego oczyma, zawalony rzeczami czterech niewiast, duszny, niewietrzony. Uniósł dłoń w błogosławieństwie Druidów, a Gwenifer aż się skurczyła – mogła przyjąć ten gest od czcigodnego Taliesina, ale uczyniony przez Kevina napełnił ją strachem, jakby mógł rzucić pogański czar na nią i na jej dziecko. Potajemnie przeżegnała się oznaczeniem krzyża i zastanawiała się, czy to zauważył. Elaine podeszła do niego i odezwała się z szacunkiem: – Pozwól, że pomogę ci przy harfie, Mistrzu Harfiarzu. Cofnął się, jakby chciał ją odpędzić, choć jego melodyjny głos śpiewaka zabrzmiał szczególnie uprzejmie: – Dziękuję, ale nikt nie może dotykać własnej Pani. Jeśli niosę ją na własnym grzbiecie, choć sam muszę opierać się na lasce, to czy nie sądzisz, iż bywa po temu przyczyna, pani? – Nie chciałam cię urazić – powiedziała Elaine, opuszczając głowę jak skarcone dziecko. – Oczywiście, skąd mogłaś wiedzieć? – odparł i skrzywił się boleśnie, albo tak tylko wydawało się Gwenifer, by zdjąć harfę i ustawić ją na podłodze. – Czy bywa ci wygodnie, Mistrzu Harfiarzu? Czy napijesz się wina, by oczyścić gardło przed śpiewem? – spytała Gwenifer, a on uprzejmie przyjął kielich. Zauważył sztandar na krosnach i zwrócił się do Elaine: – Jesteś córką króla Pellinora, czyż nie, pani? Czy tkasz sztandar dla swego ojca, by go niósł w bitwie? Gwenifer powiedziała pospiesznie: – Dłonie Elaine pracują tak sprawnie, jak moje, ale sztandar bywa dla Artura. Jego cudowny głos był tak obojętny, jakby podziwiał pierwsze dziecinne próby tkania. – jest cudowny, jest wspaniale prezentował się na ścianie w Kamelocie, kiedy tam pojedziesz, pani, ale jestem pewien, że Artur poniesie sztandar Pendragona, tak jak przed nim czynił to jego ojciec. Damy nie cierpią mimo wszystko rozprawiać o bitwach. Czy mam wam zagrać? – Ułożył ręce na strunach i zaczął grać. Gwenifer słuchała oczarowana, nawet jej służąca przycupnęła przy drzwiach, zdając sobie sprawę, że może podziwiać królewski dar. Grał długo w zapadającym zmroku, a Gwenifer, słuchając, ponownie narodziła się w świecie, gdzie nie jest różnic między chrześcijanami i poganami, gdzie nie istniały wojny i pokój, tylko ludzki duch, gorejący przeciw wielkiej ciemnych pomieszczeniach, jak wieczny ogień. Kiedy dźwięki harfy ostatecznie wybrzmiały, Gwenifer nie mogła wydobyć głosu, zauważyła też, że Elaine cicho płacze. Po dłuższej kilku chwilach powiedziała: – Słowami trzeba wyrazić tego, co nam podarowałeś, Mistrzu. Mogę tylko powiedzieć, że zawsze będę to pamietać. Krzywy uśmiech Kevina jakby drwił z jej uczuć i z jego własnych, kiedy powiedział: – Pani, w muzyce, ten, kto daje, otrzymuje samo wiele, jak ten, kto słucha. – Odwrócił