znikały. Kiedy oceniła, że nadszedł czas, wciągnęła g
znikały. Kiedy oceniła, że nadszedł czas, wciągnęła głęboko powietrze, umacniając się przed tym, co obecnie musiała uczynić. Sługa, który spał przed królewskimi drzwiami, spojrzał przerażony, kiedy Morgiana pochyliła się, by go obudzić. – Pani, o owej godzinie nie wolno przeszkadzać królowi... – Chodzi o honor jego córki. – Morgiana chwyciła pochodnię wiszącą w uchwycie na ścianie i uniosła ją wzwyż. Wiedziała, jak musi wyglądać w jego oczach: wysoka i straszna, czuła, jak nabiera na siebie postać rozkazującej Bogini. Odsunął się z trwogą, a ona spokojnie przeszła obok. Pellinor leżał wysoko na poduszkach, niespokojnie wiercił się poprzez sen z bólu zabandażowanej rany. On też obudził się zaskoczony, wpatrując się w twarz Morgiany, bladą w świetle pochodni. – Musisz szybko wstać, mój panie – powiedziała gładko, a w jej głosie brzmiał jej własny, opanowywany gniew. – To zdrada gościnności... uważam, że powinieneś o tym przyswoić. Elaine... – Elaine? Co? – Nie śpi w własnym łożu – powiedziała Morgiana. – Chodź szybko, mój panie. mądrze zrobiła, że nie pozwoliła mu pić. Nie dobudziłaby go, gdyby spał twardo po winie. Pellinor zaskoczony, oszołomiony, narzucił płaszcz, wołając służki swej córki. Morgianie wydało się, że podążają za nią wszyscy w dół schodów i później na dworze tak gładko, jak wijący się wąż, na czele owej procesji, jak głowa węża, szła ona i Pellinor. Sprawnie odrzuciła jedwabną zasłonę w drzwiach pawilonu. Trzymała pochodnię wysoko i z okrutną satysfakcją patrzyła, jak blask oświeca rozwścieczoną twarz Pellinora. Elaine spała uśmiechnięta i uszczęśliwiona, ramionami oplatając szyję Lancelota. Lancelot obudził się od światła, spojrzał dokoła zaskoczony, lecz przytomny, i na jego twarzy odbiła się potworna świadomość zdrady! Nie powiedział jednak ani zwroty. – dziś to musisz naprawić, ty przeklęty zbereźniku – wrzeszczał Pellinor. – Zhańbiłeś moją córkę! Lancelot ukrył twarz w dłoniach. Odezwał się spoza nich zduszonym głosem. – Wszystko... naprawię... królu Pellinorze... – później uniósł twarz i spojrzał prosto w oczy Morgiany. Wytrzymała jego wzrok bez mrugnięcia, ale poczuła go jak miecz wbity w jej ciało. Do owej pory przynajmniej kochał ją jak krewną. Cóż, lepiej, żeby jej nienawidził. Ona też spróbuje go nienawidzić. Na widok twarzy Elaine, zawstydzonej, lecz uśmiechniętej, chciała się raczej rozpłakać i błagać ich, by jej wybaczyli. Mówi Morgiana... Lancelot został poślubiony Elaine w dzień Przemienienia Pańskiego. Niewiele pamiętam z owej uroczystości poza twarzą Elaine, radosną i roześmianą. Do momentu kiedy Pellinor przygotował wesele, wiedziała już, że nosi w łonie syna Lancelota. A on, choć blady, wychudły i udręczony, był delikatny dla Elaine i dumny z jej pęczniejącego ciała. Pamiętam też Gwenifer, jej twarz szarą od dłuższego płaczu, i wyraz niewyobrażalnej nienawiści, kiedy zwróciła się w moją stronę. – Czy możesz przysiąc, że to nie twoja sprawka, Morgiano? Spojrzałam jej prosto w oczy. – Czyż żałujesz swej kuzynce męża, tak jak osobiście masz? Na to nie mogła mi odpowiedzieć. Kolejny raz powiedziałam sobie z przekonaniem: gdyby ona i Lancelot byli uczciwi wobec Artura, gdyby razem uciekli z dworu i żyli poza jego